Budynek główny Ochotniczej Straży Pożarnej w Wołominie to przede wszystkim sala kinowa, która w szczególnych okolicznościach była też salą teatralną. Odbywały się w niej uroczystości społeczne i oświatowe. Po zburzeniu kościoła w sierpniu 1944 roku przez wycofujące się wojska niemieckie, odprawiane były nabożeństwa, a nawet mecze bokserskie. Na piętrze mieściła się sala prób Orkiestry Dętej i biuro zarządu OSP. W miejscu gdzie obecnie stoi budynek transformatorowni energetycznej, istniała bardzo ważna dla ćwiczeń sprawnościowych strażaków, kilkupiętrowa wspinalnia. Dużo emocji u osób obserwujących ćwiczenia budziło samo ratowanie się przy pomocy liny, mające fragmenty skoków spadochronowych. Pamiętam, że zwycięzcą zawodów sprawnościowych był strażak nazwiskiem Kaczor (?). Inni, a liczni strażacy, niewiele mu ustępowali.
Gospodarzem i dozorcą całego budynku był pan Połomski. Zaś jednym z bardzo zasłużonych strażaków w tamtym czasie był Zielewski (?), ojciec zamordowanego pod koniec 1944 roku syna Aleksandra, który podzielił los swoich kolegów Zbyszka Jugo syna warszawskiego strażaka i instruktora hutniczej straży pożarnej huty „Praca” w Wołominie i Janusza Janczewskiego (?) syna znanego w tamtym czasie kolejarza.
OSP utrzymywała się sama
Wołomińska OSP była instytucją użyteczności publicznej, a więc samofinansującą się. Posiadanie sali kinowej, liczne sklepy i zadaszone stragany, stojące na placu targowiskowym, dawały środki finansowania całej działalności OSP. Plac targowiskowy, w każdy czwartek, zapełniali okoliczni rolnicy, ogrodnicy, kupcy i zwykli ludzie mający z pracy na targowisku źródło utrzymania dla siebie i dla swoich rodzin. Dwuosobowe strażackie patrole inkasenckie zbierały tak zwane „placowe” od użytkowników targowiska. Wysokość placowego ustalał zarząd OSP.
Warto też wspomnieć, że dzień odpustowy w parafii wołomińskiej, podczas którego na rynku działały różne formy imprez i handlu, dawał duże wpływy strażackiemu budżetowi. Jedną z takich imprez była loteria fantowa, bardzo popularna w tamtych latach. W organizacji loterii wyróżniał się szczególną aktywnością pan Lange, członek zarządu OSP w Wołominie.
Konne wozy strażackie
Biedne miasto nie było w stanie wspomagać finansowo swojej OSP, dlatego też wozy bojowe były przystosowane wyłącznie do zaprzęgów konnych, co znacznie opóźniało rozpoczynanie akcji gaśniczych, zwłaszcza w okolicznych wioskach. A zabudowania wiejskie w przewadze były pokryte słomianymi poszyciami. Powodowało to, że jednocześnie paliło się prawie zawsze kilka gospodarstw. Straż pożarna była zmuszona do korzystania z przygodnie użyczonych do akcji gaśniczych koni. Istniał nieformalny zwyczaj zachęcający posiadaczy koni do ubiegania się o premię – otrzymywał ją ten właściciel konia, który jako pierwszy zgłosił się do dowiezienia strażaka i sprzętu na miejsce pożaru. Dodatkowym utrudnieniem i wydłużeniem czasu dojazdu do miejsca zdarzenia były wyboiste, nieutwardzone jeszcze wówczas drogi. Zdarzało się niestety często i tak, że interwencja strażacka była spóźniona i musiała z konieczności ograniczyć się do zabezpieczenia sąsiednich budynków przed przerzuceniem się płomieni na łatwopalne zabudowania. W takich przypadkach strażacka interwencja kończyła się sfotografowaniem pogorzeliska przez strażaka pana Szubę i nałożenia opatrunków na poparzonych druhów. Nikt nie zrobił tego lepiej od druha Brzozowskiego.
Takiego sprzętu już nie ma
A teraz kilka słów o sprzęcie gaśniczym. Pamiętam, że częścią wyposażenia osobistego strażaków, i najważniejszą rzeczą, był hełm ochraniający głowę i będący jednocześnie rekwizytem, bez którego żadna akcja gaśniczy nie była możliwa. Ponadto udział strażaków z nałożonymi hełmami uświetniał każda uroczystość państwową i miejską. Równie potrzebny strażakowi był toporek służący do usuwania przeszkód w czasie akcji, a w innych sytuacjach bywał elementem dekoracyjnym.
Bardzo ważną rzeczą dla akcji gaśniczych była sikawka czyli pompa tłocząca i wyrzucająca strumień wody na pewna odległość. Pierwsi wołomińscy strażacy mieli więc pompę, a może nawet i dwie, które pracowały tylko dzięki sile mięśni druhów. Skuteczność działania takiego cudu techniki była niezwykła skromna. Pamiętam ten dzień, w którym wyeksponowano przed siedzibę OSP Wołomin nowo zakupioną pompę o dużej sile działania i skuteczności, napędzaną silnikiem spalinowym. Zbędne już stare pompy ręczne można było przekazać dla celów treningowych, wioskowym drużynom strażackim.
Szczęście w nieszczęściu
I nadszedł wreszcie ten upragniony dzień, niestety z tragicznym epilogiem, w którym zarząd OSP Wołomin zaprezentował mieszkańcom miasta i okolic zakupiony za skrzętnie zbierane fundusze, będący plonem wynajmu placu targowiskowego i budynków strażackich, prawdziwy samochód bojowy! Była to niedziela. Rozpędzony wóz, na który dosiadło się kilku strażaków, pędził ulicą Kościelna w kierunku kościoła. Gdy w ostrym pędzie brał zakręt tuż przed kościołem, siła odśrodkowa strąciła kilku strażaków, wprost pod stertę kamieni zgromadzonych tu w celu zakończenia wybrukowania fragmentu jezdni.
Niestety, jeden ze strażaków, rodzony brat ówczesnego prezesa OSP, nie przeżył tego wypadku. Poniesienie tak bolesnej ofiary przez rodzinę zmarłego i całą OSP Wołomin miało jednak pozytywny skutek. Zakup samochodu spowodował ogromne przyśpieszenie dotarcia ratowniczej drużyny strażackiej do miejsca pożaru. Dzięki temu wielu pogorzelców zawdzięcza zmniejszenie strat materialnych a zdarzało się, że uchroniło to od straty zdrowia. Do przeszłości odeszły już przypadki, że pożar trawił pół Kobyłki, Ossowa czy Leśniakowizny. Płonęły tylko pojedyncze budynki, a nie znaczna część wioski. Technicznej poprawie techniki walki z pożarami towarzyszyło męstwo i wysokie poczucie obowiązku obywatelskiego druhów strażaków.
Niedościgły wzorzec
Tworzący zarządy OSP panowie: Lange, Lipski, Koprowicz, Wydmański, pozostaną chyba niedościgłym wzorem do naśladowania dla wielu współcześnie działających rzekomo społecznie osób. Być może wzorcowa współpraca zarządów OSP z zastępami druhów inspirowana była do działania przez patrona i opiekuna św. Floriana.
Uważam za swój obowiązek społeczny przypomnieć współczesności, że skarbnik OSP pan Feliks Koprowicz z racji swego patriotyzmu, został wraz z synem Stanisławem, prezesem Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, zamordowany w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu.
Strażacka orkiestra
Nie mogę też i nie chce zapomnieć o tym, że dzisiejsze sukcesy artystyczne Miejskiej Orkiestry Dętej mają swe korzenie w OSP Wołomin. Strażacki zarząd skorzystał z okazji, że w Wołominie zamieszkała w latach trzydziestych rodzina państwa Wodiczków. Senior tej rodziny, ojciec muzyka i dyrygenta o światowej sławie, swą pracą jako kapelmistrz strażackiej orkiestry w Wołominie, wykształcił muzycznie wielu wspaniałych muzyków. Wspomnę tutaj: Bracia Kadziszewscy, z których starszy kornecista, solista, zdejmował swą grą „gwiazdy z nieba”, drugi kornecista Władysław Preksler, zamordowany w ulicznej egzekucji 100 Polaków w 1943 roku na ulicy Puławskiej, Tadeusz Brzozowski i Władysław Drzewóski, muzycy orkiestry 36 pułku piechoty w Warszawie. W orkiestrze strażackiej grali również bracia Grzesiakowie, którzy mieszkali przy ul. Sienkiewicza. Ciekawostką jest fakt, że pan kapelmistrz, treści i melodie sygnałów strażackich wygrywanych podczas akcji gaśniczych, nauczył druhów poskramiających żywioł ognia.
A oto treść zapamiętanych sygnałów:
Dalej strażacy, dalej junacy – do wozów naszych marszHełmy topory, hełmy topory – wszystko z sobą wziąć
Słuchajcie sygnałów aby rychło wsiąść
A oto sygnał żądający uruchomienia prądu wodnego:
Dajcie nam wody! Dajcie nam wody!Ach, co to była za pracowita orkiestra, co to był za nauczyciel. Nie było w Wołominie uroczystości państwowej, poprzedzonej w przeddzień hucznym i głośnym capstrzykiem z płonącymi pochodniami, w której licznie zgromadzeni wołominianie mogli podziwiać swoich ulubieńców – umundurowanych strażaków i muzyków, wszyscy z akompaniamentem patriotycznej młodzieży.
Zachowując historyczną chronologię można i należy przypomnieć, że o miejskości miasta od zarania decydowała Ochotnicza Straż Pożarna ze swą wspaniałą Orkiestra Dętą, Klub Sportowy Huragan i Cech Rzemiosł Różnych.
Znakomitym uzupełnieniem tej wielkiej trójki było wspaniałe nauczycielstwo wołomińskie, które nie tylko odnosiło sukcesy pedagogiczne, ale patriotycznie wychowywało.
A zaczęło się od darowizny
To wszystko nie miałoby miejsca gdyby w roku 1908 dziedzic folwarku Wołomin pan inż. Henryk Wojciechowski nie ofiarował części swojego majątku w postaci gruntu pod budowę siedziby i placu do ćwiczeń strażackich Ochotniczej Straży Ogniowej w Wołominie. Formą zapłaty za ofiarowany straży grunt było staropolskie „Bóg zapłać” i tytuł prezesa OSP. Jak powszechnie wiadomo ani ofiarodawca ani jego krewni nigdy nie zgłaszali zamiaru anulowania darowizny. Wdzięczność społeczeństwa wołomińskiego dla wszystkich, którzy wspomagali OSP w jej niemal stuletniej bezinteresownej służbie dla mieszkańców Wołomina i okolicy zaiste godna jest ufundowania tablicy honorowej, upamiętniającej przez cztery pokolenia wołominiaków służbę obywatelską często z narażeniem własnego życia druhów strażaków.
Dopełnieniem obywatelskiego czynu pana inżyniera Henryka Wojciechowskiego właściciela gruntu i założyciela i pierwszego prezesa OSP Wołomin, było zainspirowanie rodziny państwa Wróblów do podobnego czynu obywatelskiego mającego kolosalne znaczenie dla narodzenia się miasta Wołomina.
Otóż bezdzietne małżeństwo, nie mające sukcesorów, podarowało miastu, a ściślej tworzącej się społeczności miejskiej, poważny szmat gruntu, dla zbudowania na nim kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej. Takich to mieliśmy Obywateli.
Pora kończyć te historyczne wspomnienia. Już mistrz Ignacy Paderewski mawiał, że płacić należy tylko za wykonana pracę! Nagradzać za działania faktycznie wykonane!
Czołem Druhowie!